Szop kupił Sardynce okulary.
Różowe.
I zarządził 15 minutowe przerwy w trakcie czytania.
Oślepiona Sardynka zgodziła się bez szemrania.
Teraz tylko pokwikuje z bólu, kiedy analizuje rozdziały.
Pratsch pociesza.
Jeszcze tylko 3 z tym…
Różowo mi, różowo…
Obserwował jak Ginny biega po schodach Domu Wczasowego dla Czarodziejów. Nie mógł tylko zrozumieć dlaczego ona to robi.
Sardynka: Jak to dlaczego?
Pratsch: Owsiki ma dziewczyna.
Sardynka: Wyjąłeś mi to z ust.
Pratsch: Owsiki?o_O
Sardynka: *poszła rzygać*
- Nie… mogę… muszę… zrzucić… kilka… kilogramów! –Wydusiła z siebie, po czym pobiegła na ścieżkę.
Sardynka: Biegając po schodach jak Rambo, na pewno je zrzuci_-_
Pratsch: Poza tym nie pamiętam, żeby ona jakaś gruba była o_O
Ani on ani nawet Hermiona nie przypuszczali że będzie jej to potrzebne by chronić Harrego.
Pratsch: Jak na niego spadnie, to będzie go mniej bolało?
Sardynka: Zmniejsza swoje szanse, wtedy będzie mniej masy ciała do ochrony go xD
Pratsch: „Ani NAWET Hermiona”…
Sardynka: No co, panna Wiem-Wszystko-Granger, ne?
Pratsch: No tak, ale jasnowidzem jeszcze nie jest, NE?
Harry otworzył drzwi Ministrowi Magii i uprzejmie zaprosił go do salonu, gdzie czekał na niego zimny napój.
Sardynka: „Och, witaj Zimny Napoju, jak się miewasz?”
Pratsch: „Harry, mieliśmy się spotkać bez świadków, co ten Zimny Napój tu robi?!”
- Dziękuję Ci Harry! – Powiedział Minister, gdy usiadł na czarnej atłasowej sofie. – Wiem, że nasze stosunki nigdy nie były ciepłe i nawet nie myślę, żeby takie były, ale Ty jesteś tym, który pokonał Voldemorta.Nie widziałem innego rozwiązania, musiałem powiedzieć o tym Tobie, bo to na pewno Cię zainteresuje, a co więcej zaniepokoi do tego stopnia, byś się tym przejął i mi pomógł. Bynajmniej nie chodzi o gazety, bo żadna nic nie wie…Zgodzisz się mnie wysłuchać?
Pratsch: Czarna ATŁASOWA sofa. A myślałem, że z atłasu robią ew. pościele o_O
Sardynka: Bo robią xD Btw. szczery dość ten Minister, nie?
Pratsch: Ja bym go już nie chciał słuchać po tym co powiedział _-_
- Nie Harry… Zabito, czy raczej zmasakrowano całą mugolską rodzinę. Obawiam się, że ktoś pragnie zająć miejsce Voldemorta i początek ma bardzo udany!
Sardynka: 0:1 dla mugolskich rodzin.
Pratsch: Czemu to się zawsze na nich odbija? Przecież oni nic im nie robią.
Sardynka: Ale są słabsi, słońce…
Harremu zrobiło się słabo, może z upału, lecz w domu było chłodno.
Pratsch: Wtf?o_O Nienawidzę takich bzdurnych zdań.
Sardynka: *nieświadoma robi sobie papu*
- Oczywiście nie musisz, możesz ich wsadzać od razu do Azkabanu, lecz jeśli by się zdarzyło, to nikt Cię nie ukarze za to! Pomyśl tylko o tym, że może zginąć tyle niewinnych osób, że tyle dzieci może zostać osieroconych, a tego byś nie chciał na pewno !
Sardynka: Jakby śmierciożercy dzieci nie mieli…
Pratsch: I tak będzie zabijał i tak…
- A więc dobrze, ale proszę mi obiecać, że będę mógł odejść kiedy będę chciał! – Odpowiedział w końcu Harry, a Minister uśmiechnął się z zadowoleniem i pokiwał głową twierdzą, co oczywiście prawdą nie było, ale cóż.
Pratsch: Pokiwał głową TWIERDZĄ?
Sardynka: To musiało boleć…
Powiedział na koniec Minister i cicho się deportował.
Sardynka: I znowu absurd. Po co wchodził drzwiami, jak się deportował w salonie?
Pratsch: „Nie odprowadzaj mnie do drzwi, sam się deportuję”. Jasne, że Plotter pozwoliłby na deportację w swoim domku_-_
Sardynka: *wyobraziła sobie tłumy fanek aportujące się pod jego prysznicem z rana* Eee… *idzie rzygać*
Jego dusza była tak bardzo poruszona tym co usłyszał, że czuł jakby ktoś podał mu eliksir wigoru.
Sardynka: A może viagrę?^^
Pratsch: A ta tylko o jednym…
W paczce znalazł czarno białą pelerynę, unikatowe rękawice, dwa eliksiry i list.
Pratsch: Superman?
Sardynka: Kobieta kot. Mhrau~!:>
Pół godziny po przybyciu paczki nadleciała kolejna sowa,tym razem z pieczęcią z Hogwartu
Sardynka: Normalnie rozrywany chłopak.
Pratsch: Poczekaj, zaraz zaczną mu świecić w okno z jupiterów jak Batmanowi.
W pewnej chwili wstąpiło w niego nagłe uczucie dziwnej energii, a po kilku sekundach w płomieniach pojawił się Fawks, feniks Dumbledora.
Sardynka: Zawsze pojawia mu się feniks, jak się podnieci?o_O
Pratsch: A tobie nie?^^’
Sardynka: O____________o
Czuł się zhańbiony i nieszczęśliwy. Został mordercą.
Sardynka: Ktoś go między wersami zgwałcił, że się zhańbił?
Pratsch: Harry Rozpruwacz, nioch nioch nioch!
Przestało mu robić różnicę ilu śmierciożerców zabił w ciągu jednego dnia i czy gazety opisują tajemniczego bohatera. Interesował się tym co piszą o kolejnych morderstwach.
Sardynka: Czyli w sumie cały czas pisali o nim, skoro o bohaterze i morderstwach…
Pratsch: Harry Rozpruwacz, nioch nioch nioch! *mina maniaka*
Dama Verity, jak kazała na siebie mówić córka Voldemorta,z dnia na dzień była coraz bardziej zła.
Pratsch: I coraz mniej skromna…
Jej szeregi zwolenników zarówno szybko poszerzały się jak i malały.
Sardynka: Efekt jojo?
Pratsch: Potter KOSIARZ!#.#
Ron jako nauczyciel latania, a Hermiona miała uczyć mugoloznastwa, co w zupełności obojgu odpowiadało.
Pratsch: Czyli w sumie ciągle uważają ją za szlamę…
Stoczył w nim walkę ze starym wampirem i niestety nie wyszedł z tego cało. Umierający wampir zdołał go ugryźć i Harry domyślał się co się teraz stanie…
Sardynka: Spooky…
Pratsch: Co się stanie, co się stanie? *podekscytowany*
Sardynka: Dowiesz się tego w następnym rozdziale „Harry’ego Pottera i Małej Czarnej”, muahahaha~!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz