Analiza: Harry Potter i Córka Voldemorta rozdział 1.

Sardynka postanowiła wspomóc koleżanki.
Wzięła do pomocy swego szopa – Pratscha.
Który zgodził się nie z własnej woli.
Sardynka pogroziła mu zabraniem proszku do prania.
Szop się zemował.
Ale pomoże.
Popełnione: Córa Voldemorta.

No to jedziem…

Pratsch: *liczy coś na palcach*
Sardynka: Co robisz…? o_O
Pratsch: Liczę postaci. Tylko osiem, wow…

- Zginęło tyle niewinnych osób…
- Ale już po wszystkim Harry, już po wszystkim… Voldemort odszedł na zawsze…
Sardynka: Nieźle się zaczyna.
Pratsch: Ale że co to jest, przepraszam? Wstęp, prolog, czy co?
Sardynka: Zachowujesz się jak polonista. Chłoń atmosferę. Zginęli niewinni ludzie, nie rusza cię to?
Pratsch: Bardziej mnie rusza kupka brudnego prania?
Sardynka: o_O Nieczuły drań! T^T

Wydawałoby się, że naprawdę nie ma się czego bać, ale zło czyhało uśpione, aby w odpowiedniej chwili zaatakować.
Pratsch: *zakrada się za Sardynką* BOO!
Sardynka: *wczuła się* *zawał*

Do wszystkich wysłała sygnał poprzez mroczny znak na ręce, ale jak dotąd nikt się jeszcze nie stawił.
Pratsch: Że niby taki sms?
Sardynka: Znako-mroczny-alfabet-morsa?
Pratsch: *wyobraził to sobie* Idę chyba zrobić pranie…

Przechodząc kilkakrotnie koło lustra, bynajmniej bez takiego zamierzenia, Harry zauważył, że przez ostatni rok bardzo się zmienił.
Sardynka: Na pewno WCALE nie lubił przechodzić często koło lustra.
Pratsch: Jak Lockhart trochę, nie uważasz?

Urósł kilka centymetrów i przytył, co było dla niego wskazane.
Pratsch: Anorektyk?
Sardynka: xD

Czarna Pani czekała już pół nocy, lecz nikt nadal nie przychodził.
Sardynka: Bo nam się jeszcze zemuje…
Pratsch: Albo co gorsza zrobi „umrzyj” o_O

W końcu chciała udać się na spoczynek, gdy nagle po środku Sali w Magicznym Kręgu, gdzie nie było węży, pojawiła się zamaskowana postać, potem kolejna i następna.
Sardynka: Dobrze, że tam nie było tych węży, zdeptaliby biedactwa T^T
Pratsch: Emm… Jakoś nie byłoby mi żal…
Sardynka: *przygląda się mu uważnie* Okaay…? *niepewny ton*
Pratsch: *westchnienie*

Verity nie zmartwiła się, lecz wyraźnie była zadowolona. Przypuszczała, że nikt nie przyjdzie.
Pratsch: To po cholerę czekała pół nocy? o_O
Sardynka: Pytaj mi się, a ja ci się…

- Mam nadzieję, że wiecie, albo domyślacie się dlaczego was wezwałam ? Ci którzy nie chcą być już Śmierciożercami proszeni są o opuszczenie Sali…
Sardynka: Ci, którzy jeszcze rozważają propozycję, proszę o przejście na lewą stronę Sali.
Pratsch: A zdecydowanych na dalsze szerzenie zua o przejście na prawo.
Sardynka i Pratsch: Dziękuję.

Śmierciożercy zdawali się oddychać z ulgą, nie wiedzieli, że to przygrywka do tego czym będą się musieli zająć.
Pratsch: Sprzątać kupki z chodników? *nadzieja w głosie*
Sardynka: Zamiatać ulice?

Nie minęły dwie minuty odkąd Harremu udało się usnąć, a już został ze snu wyrwany, przez stukającą w okno płomykówkę.
Pratsch: A to okrutna.
Sardynka: *wciąż siedzi w Sali z małą Czarną*
Pratsch: *jebut przez łeb*
Sardynka: *przywrócona do odpowiedniego wątku* Co, jak, gdzie?@.@

Odwiązał list myśląc, że ptak poleci, lecz ten nie wzruszenie czekał nie wiadomo na co.
Sardynka: My już wiemy na co… :>
Pratsch: *naiwnie* Na przysmak Scoobiego?

Otworzył list i z przyzwyczajenia poszukał ręką okularów na stoliku. W jednej sekundzie przypomniał sobie, że ma szkła kontaktowe.
Sardynka: Śpi w szkłach? O_o
Pratsch: Żeby lepiej widzieć co mu się śni?

Drogi Harry! Pragnę się jutro spotkać z Tobą. Jest to bardzo ważna sprawa i proszę byś jej nie lekceważył. Z poważaniem Minister Magii.
Pratsch: Elokwentny, nie ma co…
Sardynka: Prawie jak nasi xD
Della (skromny dopisek): Ten przynajmniej wie czego chce.

Harry wyjął czysty pergamin i napisał twierdzącą odpowiedź i godzinę spotkania, a potem przywiązał miłej sówce do nóżki i odesłał z powrotem.
Pratsch: Godzinę przywiązał jej do nóżki?
Sardynka: *poważnie* Razem z twierdzącą odpowiedzią i czystym pergaminem…

Wrócił do łóżka i w marzeniach o różnego rodzaju sowach zasnął.
Sardynka: Zoofil…
Pratsch: *chowa się za Sardynką*

Miał bardzo dziwny sen. Widział wielki dom, cały pokryty czarnymi kafelkami, a wokół niego mnóstwo węży.
Sardynka: Kafelki na zewnątrz domu? o_O
Pratsch: *wciąż nie wychodzi zza Sardynki* I z wężami w ogródku!#,…,#

Po chwili z domu wyszła stara wiedźma, a na jej widok węże uciekały w popłochu.
Pratsch: Też bym uciekł.
Sardynka: Tylko dlatego, że jest stara i wiedźma? Szowinista><

- Witaj mój prawnuku! Nie musisz się mnie obawiać, lecz raczej powinieneś mnie wysłuchać i nie traktować tego jako snu, co jest najważniejsze!
- Słucham Cię babciu... – Powiedział mimowolnie.
Pratsch: A nie powinno być „prababciu”?
Sardynka: Powinno, i co z tego? Mnie bardziej ciekawi jej kwestia o nie traktowaniu snów jako snów…

- Lord Voldemort objawił się ze swojej okrutnej i fałszywej strony, lecz musisz wiedzieć, że nie zawsze do końca taki był. Czeka Cię mój drogi bardzo ciężkie zadanie! Nawet Lord Voldemort to przy tym pestka! To zło, które od niego pochodzi i które będziesz musiał pokonać, jest tysiąc razy silniejsze. Demoniczna siła połączona z wdziękiem i okrucieństwem jest w czymś, co mógłbyś łatwo pokonać, lecz gdy to wszystko połączone zostanie z największą Magią na świecie, o której opowiadał Ci Dumbledore, rozpęta się piekło. Od Ciebie zależy czy będziesz walczył tylko ze złem, czy dasz się złapać pułapce miłości, która złamie nawet największego wojownika. Twoi przodkowie wysyłają już swoich, a teraz Twoich pomocników. Musisz wiedzieć, że jest ich dużo, ale i tak wszystko zależy od Ciebie. Muszę się z Tobą już pożegnać, ale odwiedzę Cię jeszcze kiedyś. Dowidzenia Harry!
Pratsch: To się rozgadała kobietka…
Sardynka: Też byś się rozgadał, jakbyś od dawna nie żył i spotkał prawnuka…

Harry chciał odpowiedzieć dowidzenia, ale gdy sen się skończył natychmiast się obudził. Słońce powoli wschodziło nad horyzont.
Sardynka: No i zakończył się pierwszy rozdział…
Pratsch: A mnie zajmuje ta babcia. Niewychowana jakaś, nie dała mu nawet odpowiedzieć.
Sardynka: *face palm*

Brak komentarzy:

Archiwum bloga