Analiza: Harry Potter i Córka Voldemorta rozdział 4

Pratsch powrócił w kłębie różowego dymu niczym TALKSIDŁO KAMEN.
Sardynka zakrztusiła się dymem, próbując wyśmiać Szopa od geja.
A potem otworzyła bloga i oślepła, zapominając, jaki gałkowypalający był.
Pratsch umiejętnie zakrył się kocem robiącym za pelerynę.
Puścił bąka z fioletowej radości i z poważną miną spojrzał na Sardynkę.
Sardynka ómarła.


Kolejnej nocy Harry miał tak zwane wolne

Sardynka: To znaczy, że miał wolne tylko na papierku? A i tak polazł do roboty?
Pratsch: Rozwolne...
Sardynka: Że co?XD Rozwolnienie?
Pratsch: Rozwolne gacie... Takie w sam raz na rozwolnienie.

O ile dobrze zrozumiał to była w połowie elfem i w połowie demonem

Sardynka: Jaki on światły xD
Pratsch: Czego to w Hogwarcie nie uczą... Analiza słowna Imion i Nazwisk.

po głowie za to kręciła mu się Lileath

Pratsch: Jesu, ale ciasno miała xD
Sardynka: Ciasno by było, jakby Sen przyszedł, ale że była sama... Zresztą ona go napastuje, mobing!
Pratsch: *przytakuje*

Miała na sobie tylko prawie przezroczysty szlafrok z kryształów.

Sardynka: Tylko prawie przezroczysty.
Pratsch: Tylko przeźroczysty, czy prawie przeźroczysty?
Sardynka: Prawie przeźroczysty, ale tylko prawie. Bo kryształy nie były fulliczardż.
Pratsch: Ja nie potrafię tego rozgryźć...
Sardynka: *pat pat*
Pratsch: Kryształy są za twarde...

Harry zaczął się jąkać jak małe dziecko

Sardynka: Nie wiem jak inni, ale ja się nie jąkałam, będąc berbeciem.
Pratsch: Myślałem, że dzieci gaworzą...
Sardynka: W magicznym świecie się jąkają. I oni mieli zawładnąć światem xD
Pratsch: Zresztą Harry jest inny, on tak potrafi. Aaa, no i pan Jezus xD

Moja moc jest inna i nie mogę jej łączyć z Twoją…

Sardynka: I nici z dzieci...
Pratsch: HA-HA-HA
Sardynka: To już może się zawinąć i sobie iść xD
Pratsch: To pewnie jak z krwią... Żywemu nie utoczą dla martwego, ale w drugą stronę to już tak.

Tej nocy Harry po raz pierwszy kochał się z kobietą, i całe Królestwo Elfów i Czeluście Demonów dowiedziały się, że Lileath, następczyni Tronu Jedności, kocha z wzajemnością Wybranka Szatana.

Pratsch: Ale musiało im być przyjemnie…
Sardynka: No co ty! Zero prywatności! Jak za czasów średniowiecza, a myślałam, że idziemy w przód…
Pratsch: A myślisz, że od czego jest internet? Red Tuba nie oglądasz?
Sardynka: O matko xDDD

Harry poczuł, że coś uwiera go w plecy.

Sardynka: *ma brudne myśli* Ach ten Lestat...
Pratsch: A to Lileath, czy jak jej tam xD
Sardynka: Nie no, LESTAT. Kopsnij proszku do prania, bo mam nieczyste myśli!

Harry po chwili uświadomił sobie, że wyrosły mu skrzydła.

Pratsch: *zapodaje kreta*
Sardynka: Już nie trzeba. To tylko skrzydła ._. Teraz jest aniołem?oO'
Pratsch: Pies go wie...

Zastanawiał się, czy ta piękna istota mogła pokochać kogoś takiego jak on.

Sardynka: Ja tam bym go nie pokochała. Bziiidal.

jej poddani nie umieli seryjnego mordercy śmierciożerców, więc postanowiła zaczaić się w miejscu, gdzie jest zgromadzona cała energia dobra.

Sardynka: Nie rozumiem tego zdania xD Translejt, plis.
Pratsch: Oni nie byli w stanie przyrządzić marmolady z truskawek, więc nauczyli się z marchewek. I dlatego wyrosły im zęby, a później zaczęli zbierać jagody i tak powstał czokapik.
Sardynka: Pierzesz mi mózg teraz, prawda?
Pratsch: Nie, to kwintesencja najlepszych marmolad xD
Sardynka: Twoja babcia robi najlepsze ;3

Harry wszedł spokojnym krokiem do klasy siódmo rocznych

Sardynka: Siódmo rocznych?
Pratsch: A gu gu?
Sardynka: A gu ga!
Pratsch: Nie no, dzieci w wieku 7 lat tak nie mówią... Sorry, błąd merytoryczno-zawartościowy xD

Podniosły się podniecone szepty i szmery, ale Harry pozostał obojętny na ten rodzaj doceniania jego osoby.

Sardynka: Skrzydła jako afrodyzjak?
Pratsch: Nie, teraz wszyscy pomyśleli, że umarli.

Kiedy zbliżył się do biurka i do ławki w której siedziała osoba, której nigdy wcześniej nie widział, jego czuł zmysł wampira wszczął dziki alarm.

Sardynka: IJO IJO!
Pratsch: Poli się, poli się stodoła!
Sardynka: *wyobraża sobie alarm biegający dziko po głowie Pottera*

Gdy spojrzał w te oczy i w ogóle zobaczył jak wyglądała, śniadanie, które zjadł na biegu przewróciło się w jego żołądku.

Sardynka: O cholera, ale brzydka musiała być xD
Pratsch: Ja bym ją najpierw w ogóle zobaczył, a dopiero potem w oczy patrzył. I jak można zjeść śniadanie na biegu? To jakoś w samochodzie tacka na skrzyni biegów wyśrodkowana na bieg np.5?
Sardynka: Możliwe xD

Harry Potter na pewno nie był zwykłym człowiekiem.

Pratsch: JESU...OO
Sardynka: No ciekawe, z pleców wyrastają mu skrzydła, a paszczy kły, ale on na pewno jest ZWYKŁYM człowiekiem xD
Pratsch: No nie... Skąd ona wiedziała?!

To wszystko przestało jej się podobać.

Sardynka: Mou? Nie lubi skrzydełek?._.

Harry otworzył magiczną listę z nazwiskami klasy

Sardynka: MAGICZNĄ listę? A jaka to? Świeci na różowo i robi ijo ijo?
Pratsch: A w niej napis: Mamy Cię!
Sardynka: Gorzej…

poszukał wzrokiem nazwiska Voldemorta. Było na końcu z notatką, że jest to dopiero co przyjęta osoba.

Sardynka: Dodają notatki do nowoprzyjętych, żeby można było łatwiej ich odnaleźć i potem bawić się w kocenie?
Pratsch: Przykleja się do pleców jak karteczki „kopnij mnie!”.
Sardynka: Raczej "mam zapałki, mogę obliczać długość kibla".

Po lekcji, nie zadając pracy domowej, Harry niemal wyleciał z klasy i skierował się wprost do gabinetu McGonagall.

Sardynka: Niemal? Przecież ma skrzydła xD
Pratsch: Wiesz, wyważył drzwi i się o nie potknął... Dlatego niemal.

a McGonagall mimowolnie wzdrygnęła się gdy wymówił imię tego którego unicestwił.

Sardynka: A myślałam, że to nazwisko było oO'
Pratsch: Niejednemu psu Burek. I tak wiadomo, o kogo chodzi.

Rozumiem, że nie możemy oceniać i sądzić jej z góry, bo to absurd,

Sardynka: I dlatego notka w magicznej liście, że jest nowa xD "gotowa do kocenia".
Pratsch: Skazuję cię na 5 lat prac w kamieniołomach!
Sardynka: Będziesz kopać rów xD

Harry skończył wywód i chciał wyjść ale przypomniał sobie, że chciał prosić o kilka dni wolnego.

Sardynka: Powala mnie xD Krzyczy na dyrektorkę, a potem przypomina sobie, że w sumie przyszedł po wolne.
Pratsch: Skończyłem... teraz chcę wolne!
Sardynka: A uświadomienie jej, że mają w szkole pomiot Voldzia to tak po drodze xD

znajdź zaklęcie żeby chociaż zamaskować te skrzydła, bo uczniowie panikują.

Sardynka: Może jeszcze je sam wymyśli, skoro taki z niego chojrak-.-
Pratsch: Mówiłem, że wszyscy ómarli xD
Sardynka: Wepchnijcie je z powrotem w plecy, to tylko wystające łopatki.

i mimowolnie na widok jej czarnych oczu wzdrygnął się. Były jak lód.

Sardynka: A ja byłam pewna, że lód jest przeźroczysty z delikatną niebieskawą nutką, a nie czarny xD
Pratsch: Wszystko mimowolnie, a jak przychodzi do kochania, to już trzeba zmuszać xD

- Więc zmykaj do dormitorium. Nie wolno chodzić po korytarzach kiedy trwają lekcje!

Sardynka: Se wymyślił. A do kibla wolno?

ale miała w sobie wdzięk i piękny uśmiech, którym go właśnie obdarzyła.

Sardynka: Miała w sobie uśmiech? "Światło! Nosisz je w sobie!"
Pratsch: JA CHCĘ, JA CHCĘ *zdziera jej uśmiech i wdzięk*

Jedyne co nie pasowało Harremu do tej układanki, to jej wzrok, tak bardzo zimny i smutny za jednym razem.

Sardynka: Za jednym razem...
Pratsch: Och ach, za jednym razem zróbmy tak i na wznak xD

Verity grzecznie pożegnała się z nim i poszła dalej, wcale nie w stronę żadnego z dormitoriów.

Sardynka: *macha w jej stronę płetwą* Jak dobrze, że to już koniec...
Pratsch: Sialalala... Oo... Sardynka jest fioletowa? *patrzy zachłannie, śliniąc się*
Sardynka: To tylko poblask od monitora, Pratschu... Nie rób mi krzywdy, proszę... *zaczyna się wycofywać*
Pratsch: *wyciąga łapki*
Sardynka: *ucieka z krzykiem*

END!

Brak komentarzy:

Archiwum bloga