Sardynka zakrztusiła się dymem, próbując wyśmiać Szopa od geja.
A potem otworzyła bloga i oślepła, zapominając, jaki gałkowypalający był.
Pratsch umiejętnie zakrył się kocem robiącym za pelerynę.
Puścił bąka z fioletowej radości i z poważną miną spojrzał na Sardynkę.
Sardynka ómarła.
Kolejnej nocy Harry miał tak zwane wolne
Pratsch: Rozwolne...
Sardynka: Że co?XD Rozwolnienie?
Pratsch: Rozwolne gacie... Takie w sam raz na rozwolnienie.
O ile dobrze zrozumiał to była w połowie elfem i w połowie demonem
Pratsch: Czego to w Hogwarcie nie uczą... Analiza słowna Imion i Nazwisk.
po głowie za to kręciła mu się Lileath
Sardynka: Ciasno by było, jakby Sen przyszedł, ale że była sama... Zresztą ona go napastuje, mobing!
Pratsch: *przytakuje*
Miała na sobie tylko prawie przezroczysty szlafrok z kryształów.
Pratsch: Tylko przeźroczysty, czy prawie przeźroczysty?
Sardynka: Prawie przeźroczysty, ale tylko prawie. Bo kryształy nie były fulliczardż.
Pratsch: Ja nie potrafię tego rozgryźć...
Sardynka: *pat pat*
Pratsch: Kryształy są za twarde...
Harry zaczął się jąkać jak małe dziecko
Pratsch: Myślałem, że dzieci gaworzą...
Sardynka: W magicznym świecie się jąkają. I oni mieli zawładnąć światem xD
Pratsch: Zresztą Harry jest inny, on tak potrafi. Aaa, no i pan Jezus xD
Moja moc jest inna i nie mogę jej łączyć z Twoją…
Pratsch: HA-HA-HA
Sardynka: To już może się zawinąć i sobie iść xD
Pratsch: To pewnie jak z krwią... Żywemu nie utoczą dla martwego, ale w drugą stronę to już tak.
Tej nocy Harry po raz pierwszy kochał się z kobietą, i całe Królestwo Elfów i Czeluście Demonów dowiedziały się, że Lileath, następczyni Tronu Jedności, kocha z wzajemnością Wybranka Szatana.
Sardynka: No co ty! Zero prywatności! Jak za czasów średniowiecza, a myślałam, że idziemy w przód…
Pratsch: A myślisz, że od czego jest internet? Red Tuba nie oglądasz?
Sardynka: O matko xDDD
Harry poczuł, że coś uwiera go w plecy.
Pratsch: A to Lileath, czy jak jej tam xD
Sardynka: Nie no, LESTAT. Kopsnij proszku do prania, bo mam nieczyste myśli!
Harry po chwili uświadomił sobie, że wyrosły mu skrzydła.
Sardynka: Już nie trzeba. To tylko skrzydła ._. Teraz jest aniołem?oO'
Pratsch: Pies go wie...
Zastanawiał się, czy ta piękna istota mogła pokochać kogoś takiego jak on.
jej poddani nie umieli seryjnego mordercy śmierciożerców, więc postanowiła zaczaić się w miejscu, gdzie jest zgromadzona cała energia dobra.
Pratsch: Oni nie byli w stanie przyrządzić marmolady z truskawek, więc nauczyli się z marchewek. I dlatego wyrosły im zęby, a później zaczęli zbierać jagody i tak powstał czokapik.
Sardynka: Pierzesz mi mózg teraz, prawda?
Pratsch: Nie, to kwintesencja najlepszych marmolad xD
Sardynka: Twoja babcia robi najlepsze ;3
Harry wszedł spokojnym krokiem do klasy siódmo rocznych
Pratsch: A gu gu?
Sardynka: A gu ga!
Pratsch: Nie no, dzieci w wieku 7 lat tak nie mówią... Sorry, błąd merytoryczno-zawartościowy xD
Podniosły się podniecone szepty i szmery, ale Harry pozostał obojętny na ten rodzaj doceniania jego osoby.
Pratsch: Nie, teraz wszyscy pomyśleli, że umarli.
Kiedy zbliżył się do biurka i do ławki w której siedziała osoba, której nigdy wcześniej nie widział, jego czuł zmysł wampira wszczął dziki alarm.
Pratsch: Poli się, poli się stodoła!
Sardynka: *wyobraża sobie alarm biegający dziko po głowie Pottera*
Gdy spojrzał w te oczy i w ogóle zobaczył jak wyglądała, śniadanie, które zjadł na biegu przewróciło się w jego żołądku.
Pratsch: Ja bym ją najpierw w ogóle zobaczył, a dopiero potem w oczy patrzył. I jak można zjeść śniadanie na biegu? To jakoś w samochodzie tacka na skrzyni biegów wyśrodkowana na bieg np.5?
Sardynka: Możliwe xD
Harry Potter na pewno nie był zwykłym człowiekiem.
Sardynka: No ciekawe, z pleców wyrastają mu skrzydła, a paszczy kły, ale on na pewno jest ZWYKŁYM człowiekiem xD
Pratsch: No nie... Skąd ona wiedziała?!
To wszystko przestało jej się podobać.
Harry otworzył magiczną listę z nazwiskami klasy
Pratsch: A w niej napis: Mamy Cię!
Sardynka: Gorzej…
poszukał wzrokiem nazwiska Voldemorta. Było na końcu z notatką, że jest to dopiero co przyjęta osoba.
Pratsch: Przykleja się do pleców jak karteczki „kopnij mnie!”.
Sardynka: Raczej "mam zapałki, mogę obliczać długość kibla".
Po lekcji, nie zadając pracy domowej, Harry niemal wyleciał z klasy i skierował się wprost do gabinetu McGonagall.
Pratsch: Wiesz, wyważył drzwi i się o nie potknął... Dlatego niemal.
a McGonagall mimowolnie wzdrygnęła się gdy wymówił imię tego którego unicestwił.
Pratsch: Niejednemu psu Burek. I tak wiadomo, o kogo chodzi.
Rozumiem, że nie możemy oceniać i sądzić jej z góry, bo to absurd,
Pratsch: Skazuję cię na 5 lat prac w kamieniołomach!
Sardynka: Będziesz kopać rów xD
Harry skończył wywód i chciał wyjść ale przypomniał sobie, że chciał prosić o kilka dni wolnego.
Pratsch: Skończyłem... teraz chcę wolne!
Sardynka: A uświadomienie jej, że mają w szkole pomiot Voldzia to tak po drodze xD
znajdź zaklęcie żeby chociaż zamaskować te skrzydła, bo uczniowie panikują.
Pratsch: Mówiłem, że wszyscy ómarli xD
Sardynka: Wepchnijcie je z powrotem w plecy, to tylko wystające łopatki.
i mimowolnie na widok jej czarnych oczu wzdrygnął się. Były jak lód.
Pratsch: Wszystko mimowolnie, a jak przychodzi do kochania, to już trzeba zmuszać xD
- Więc zmykaj do dormitorium. Nie wolno chodzić po korytarzach kiedy trwają lekcje!
ale miała w sobie wdzięk i piękny uśmiech, którym go właśnie obdarzyła.
Pratsch: JA CHCĘ, JA CHCĘ *zdziera jej uśmiech i wdzięk*
Jedyne co nie pasowało Harremu do tej układanki, to jej wzrok, tak bardzo zimny i smutny za jednym razem.
Pratsch: Och ach, za jednym razem zróbmy tak i na wznak xD
Verity grzecznie pożegnała się z nim i poszła dalej, wcale nie w stronę żadnego z dormitoriów.
Pratsch: Sialalala... Oo... Sardynka jest fioletowa? *patrzy zachłannie, śliniąc się*
Sardynka: To tylko poblask od monitora, Pratschu... Nie rób mi krzywdy, proszę...
Pratsch: *wyciąga łapki*
Sardynka: *ucieka z krzykiem*
END!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz